Dla rodzica,  Rozmowy o muzyce,  Rozmowy o muzyce,  Wszystkie wpisy

Czy każdy może mieć dom pełen dźwięków?

Jeszcze rok temu nie miałam Instagrama i nie wiedziałam czym jest hashtag. Naprawdę. Przyznaję się bez bicia. Nie byłam zachwycona, że prowadzenie bloga wiąże się z założeniem tam konta. Wydawało mi się, że nie ma szans, żebym się odnalazła na Instagramie i nie wyobrażałam sobie, że mogę nawiązać dzięki niemu jakieś znajomości. Byłam szczerze zaskoczona tym, że jest to miejsce pełne wartościowych kont, które tworzą ludzie z pasją.

Jedną z takich osób jest Martyna Bulzak – muzyk, żona i podwójna mama. Wraz z mężem Tomkiem stworzyła w Nowym Sączu Dom pełen dźwięków – zajęcia umuzykalniające dla niemowląt i małych dzieci. W czasie narodowej kwarantanny Martyna i Tomek (z towarzyszeniem córki) dwa razy w tygodniu prowadzili darmowe muzyczne zajęcia online. Musiało ich to kosztować naprawdę dużo pracy i byłam pod ogromnym wrażeniem tego nieprzedsięwzięcia. Uznałam, że nie może to pójść w niepamięć tym bardziej, że powtórki z zajęć nadal można oglądać na ich Fanpage’u! Napisałam do Martyny z pytaniem, czy zgodziłaby się na krótki wywiad, który mam przyjemność dziś opublikować. Czy każdy może stworzyć dom pełen dźwięków? Czy w dzisiejszych czasach jest sens posyłać dziecko do szkoły muzycznej? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w poniższym wywiadzie.

Natalia: Czy każdy może mieć dom pełen dźwięków?

Martyna: W zasadzie, czy sobie zdajemy z tego sprawę, czy nie, to każdy dom jest pełen dźwięków. Rozmawiamy ze sobą, przekazujemy sobie różne komunikaty – raz głośno, raz cicho, raz z podekscytowaniem pokazując dziecku samolot przez okno, raz ze znudzeniem czytając dwudziesty raz tą samą bajkę. Bywają chwile, kiedy się śmiejemy w głos i kiedy jest nam przykro – w każdej z tych chwil wydajemy z siebie dźwięki o zupełnie innym charakterze i to one, w połączeniu z mową ciała, pomagają nawet najmniejszemu dziecku w odczytywaniu emocji. Otaczamy się również wydającymi odgłosy przedmiotami i odruchowo, w kontakcie z dzieckiem, próbujemy je naśladować („posłuchaj, czajnik robi szzzz, a zegar tik-tak”). Podczas usypiania przypominają się nam już dawno schowane w zakamarkach wspomnień piosenki z własnego dzieciństwa – to niesamowite, że nie śpiewając i nie słuchając ich kilka, kilkanaście, czasem kilkadziesiąt lat, potrafimy je praktycznie bezbłędnie odtworzyć! Wyjście z domu to również niezwykła przygoda doświadczeń słuchowych – inna „płyta” gra w mieście, racząc nas szumem samochodów, gwarem rozmawiających na przystanku ludzi, czy sygnałem wozu strażackiego, inna na wsi, gdzie w rolę „śpiewaków” wcielają się zwierzęta, inna w lesie podczas symfonii szumu drzew i śpiewu ptaków. Rodzice, którzy nie są związani z muzyką, a zdają sobie sprawę z tego, jaką rolę odgrywa ona w rozwoju dziecka, stresują się na myśl o tym, że nie są w stanie zapewnić dziecku tak bogatych wrażeń i bodźców słuchowych, jakie „powinno” się im dostarczać. Tymczasem najczęściej wystarczy sobie uświadomić, że to dzieje się niemalże samo, a naszym zadaniem jest – po prostu – uwrażliwić najpierw siebie, a potem dziecko na dźwięki, które są na wyciągnięcie ręki. Lub ucha 🙂

Czy pamiętasz moment, w którym postanowiłaś, że chcesz się zająć umuzykalnieniem najmłodszych?

Z edukacją muzyczną jestem związana od 6 roku życia – będąc uczniem szkoły muzycznej, następnie studentką akademii muzycznej doskonaliłam swój warsztat instrumentalny, uzupełniałam wiedzę, brałam czynnie udział w różnych muzycznych projektach. Jednocześnie poświęciłam się realizacji prywatnych marzeń i tak, 3 miesiące po obronie pracy magisterskiej, pojawiła się na świecie moja ukochana córka. Od zawsze szukałam swojego miejsca w muzycznym świecie i wraz z pojawieniem się Róży, to miejsce samo się znalazło. Można powiedzieć, że Dom Pełen Dźwięków wybudowała właśnie ona. Doświadczenia muzyczne moje i mojego męża starły się z opieką nad noworodkiem i po kilku miesiącach, obserwując, jak wspaniale muzyka wpływa na jej rozwój, postanowiliśmy podzielić się tym z innymi rodzicami.

Zdarza mi się spotykać z opinią, że dla profesjonalnego muzyka z wyższym wykształceniem uczenie małych dzieci to degradacja. Jakie masz zdanie na ten temat?

Powiedziałabym, że jest dokładnie odwrotnie – uczenie dzieci jest ogromnym wyzwaniem, zarówno pod względem technicznym, jak i artystycznym. Wymaga od nauczyciela wielu cech, których nie da się nauczyć na studiach – cierpliwości, empatii, umiejętności spojrzenia na muzykę z perspektywy dziecka tak, żeby umieć ją w odpowiedni sposób wytłumaczyć. Nie każdy muzyk z wyższym wykształceniem będzie dobrym nauczycielem, bo bycie nim wiąże się z czymś więcej, niż z wiedzą, umiejętnościami i intuicją potrzebnymi do wykonywania muzyki.

Czy w dzisiejszych czasach jest sens posyłać dziecko do szkoły muzycznej?

Jak najbardziej, choć nie jest to jedyna droga muzycznej edukacji. W momencie, kiedy dziecko chce i jest gotowe na podjęcie nauki w placówce – warto mu to umożliwić. Trzeba jednak wziąć pod uwagę kilka aspektów, które mogą na tę naukę wpłynąć – czas, który trzeba poświęcić na przygotowanie się dziecka do zajęć, zaangażowanie rodziców, które wiąże się nie tylko z przywożeniem dziecka na lekcje, lecz przede wszystkim z ćwiczeniem w domu. Trzeba mieć świadomość, że szkoła muzyczna ma swoją podstawę programową, system oceniania, egzaminy, które trzeba – chcąc nie chcąc – respektować. Bywa to trudne zarówno dla dziecka, rodzica, jak i nauczyciela, dlatego ważna jest współpraca i zaufanie na tych trzech płaszczyznach. Kluczem do sukcesu, w postaci czerpania przyjemności z grania, jest stworzenie z nauczycielem relacji Mistrz – Uczeń, opartej na wzajemnym szacunku, zaufaniu i pewnego rodzaju „magii” – tak, żeby dziecko miało poczucie, że te wszystkie techniczne sprawy, jak codzienny trening, granie gam, wprawek i etiud, częste powtarzanie materiału – prowadzą do pięknych doświadczeń związanych z prezentacją utworu na scenie.

Co sądzisz na temat płyt z piosenkami dla dzieci, które można nabyć obecnie?

Przede wszystkim cieszę się, że powstaje ich coraz więcej i większość z nich stanowi materiał naprawdę dobrej jakości. Decydując się na zakup płyt warto zwrócić uwagę na to, żeby muzyka była jak najbardziej „żywa” – chodzi tu o wykorzystanie naturalnych barw instrumentów, różnorodnych brzmień, urozmaiconych tonacji i rytmów. Jeżeli nie wiemy, na co się na początku zdecydować, polecam sięgnąć po pozycje z półki z muzyką klasyczną, jazzową, poezją śpiewaną i wyczuć, co podoba się zarówno dzieciom, jak i rodzicom. Nie bójmy się proponowania dzieciom muzyki, której sami lubimy słuchać! Jeżeli nasza rodzinna muzyczna zabawa odbywa się czynnie przy utworach chociażby Adele, Queen, czy Dawida Podsiadło to dla dzieci będzie to równie wartościowy czas, jak ten spędzony przy muzyce Mozarta, Bacha lub Wagnera. Ważne jest, żeby razem z dzieckiem tej muzyki słuchać, tańczyć do niej, rysować to, co słyszymy, śpiewać. Dzięki temu wpływamy na świadomość dziecka i oprócz korzyści rozwojowych zanurzamy malucha w sztuce, która jest wspaniałym narzędziem do rozpoznawania i kontrolowania emocji, szacunku dla kultury, budowania kreatywności i poczucia sprawczości tak ważnych w późniejszym dorosłym życiu.

__________
Te wywiady to dla mnie największa radocha w prowadzeniu bloga! Dzięki nim poznałam masę fantastycznych ludzi i czuję się zaszczycona, że wszyscy zgodzili się pozostawić część siebie na mojej stronie. Martyno – przesyłam Tobie i Twojej rodzinie wielkie wirtualne serducho. Każdego z osobna zachęcam, by zrobił to samo – choćby pod jej ostatnim zdjęciem na Instagramie. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *