Zabawki elektroniczne nie są złe

Tak wiem, nie jest to zbyt popularne stwierdzenie w dzisiejszych czasach. Obecnie zewsząd bombardują nas artykuły o szkodliwości zabawek interaktywnych. Że dostarczają dziecku nadmiernej stymulacji i działają na na nie zbyt pobudzająco. I wiecie co? To wszystko prawda. Ale to nie w zabawkach leży problem.
Jestem zwolenniczką teorii, że we wszystkim trzeba zachować umiar. Na co dzień odżywiamy się zdrowo, ale jeśli zdarzy się, że Ala dostanie od wujka czekoladkę, to nie robię z tego afery. Podobnie jest z zabawkami. Wszystkie zabawki elektroniczne, które mamy w domu, Ala od kogoś dostała. Każda z nich świeci i gra, ale żadna z nich nie jest zła. Dlaczego? Bo korzystamy z nich z umiarem. W sumie pewnie maksymalnie 15 minut dziennie. Ważne jest też to, jakiej jakości jest zabawka elektroniczna, bo wiadomo, że tym bywa różnie. I co ważniejsze – dźwięki nie powinny irytować rodzica. Jeśli tak jest, to warto przemyśleć posiadanie takiej zabawki w domu. U nas zabawki elektroniczne sprawdzają się głównie w podróży samochodem. Oczywiście nie będzie to dobre rozwiązanie dla dziecka z chorobą lokomocyjną. W przypadku Ali, podczas podróży chwytam się wszystkich dostępnych środków, by bez większych strat dotrzeć z punktu A do punktu B 😉 Poza tym uważam, że nasze zabawki elektroniczne są lepszym wyborem, niż puszczenie bajki w telefonie.
To, co widzicie na zdjęciu to…
…“Książeczka-bajeczka” od marki Vtech. Przeznaczona jest dla dzieci od 9.m miesiąca życia. Ala dostała ją w prezencie gwiazdkowym od cioci. Na każdej stronie znajduje się piosenka (napisana i zaśpiewana). W sumie piosenek jest sześć. Po przekręceniu strony śpiewana jest piosenka, dziecko może też korzystać z interaktywnych przycisków. Choć pod względem muzycznym nie jest to zabawka idealna (o tym trochę więcej poniżej), to dużym plusem jest to, że piosenki są śpiewane przez osobę dorosłą (w tym wypadku kobietę). Nie ma więc zdeformowanego Muppetowego głosu, ani infantylnego udawanego-dziecięcego. Nagrany głos jest przyjemny dla ucha i naturalny. To, co jest dla mnie bardzo ważne (i na co ZAWSZE zwracam uwagę) to regulacja głośności. Wolę, gdy dźwięk ustawiony jest na najniższy poziom.


A jak brzmi?
Wiecie, że dla mnie najlepsza ocena, to ocena na ucho. Mam więc dla Was nagranie, dzięki któremu będziecie mogli ocenić czy podoba Wam się to, jak zabawka brzmi.
W książeczce widzę jeden problem. Piosenki zostały przetłumaczone z języka angielskiego, ale mogło być to zrobione lepiej. Tłumaczenie w słowo w słowo z języka obcego jest zresztą dość trudne, więc moim zdaniem dużo lepiej byłoby korzystać z oryginałów w języku angielskim. Zakładam, że cel był taki, by piosenki były w języku polskim, ale w takim wypadku należałoby zrobić przekład, nie dosłowne tłumaczenie. W niektórych miejscach przeszkadza mi także nieodpowiednia akcentacja. Zapewne po angielsku piosenki brzmią znacznie lepiej.
Mimo wszystko, nie uważam, by było to przeszkodą do korzystania z zabawki. Wiecie dlaczego? Bo na co dzień słuchamy różnorodnych piosenek i muzyki 🙂 Zrobiłam mały rekonesans i wychodzi na to, że mimo wady, o której wspomniałam, ta książeczka i tak jest najlepszym produktem tego typu w języku polskim. Myślę, że może stanowić dla dzieci zachętę do śpiewania i słuchania piosenek. Ala lubi puścić sobie wybraną piosenkę i tańczyć do niej.
Podsumowując
Zabawki elektroniczne nie są złe. Zła może być ich jakość lub częstotliwość użytkowania. Wahałam się czy w ogóle poruszać ten temat, ale jednak zdarza się, że piszecie do mnie i pytacie czy konkretna zabawka elektroniczna może wpłynąć negatywnie na rozwój muzyczny dziecka. Owszem, może, ale wtedy jeśli dziecko bawi się wyłącznie zabawkami tego typu, a oprócz tego nie słucha żadnej innej muzyki. Często powtarzam, że nawet piosenka alla disco polo Wam nie zaszkodzi, jeśli oprócz tego macie różnorodne doświadczenia muzyczne. Decyzja oczywiście należy do rodzica, bo to Wy najlepiej znacie swoje dzieci. Ja przyjmuję zasadę, że w rodzicielstwie najważniejszy jest umiar i tyczy się to wszystkiego – także zabawek 🙂

